Wielozadaniowość w edukacji

    Jeffrey Holmes w jednym z rozdziałów swojej książki pod tytułem “Edukacja i uczenie się. 16 największych mitów” pochyla się między innymi nad mitem dotyczącym korzyści płynących z wielozadaniowości, omawiając to zjawisko w kontekście dydaktycznym. Autor przytacza opisowo wyniki wielu badań z przełomu XX i XXI wieku, omawia przedstawiane przez naukowców i badaczy tezy oraz ich uzasadnienia. Czy można uznać, że wielozadaniowość nie pogarsza osiągnięć szkolnych? Holmes uważa, że takie założenie jest błędne, określa je mitem. Na wstępie jednak zwraca naszą uwagę na to, że tak naprawdę wszyscy żyjemy w świecie multitaskingu, choćby ze względu na ilość przeróżnych bodźców, których doświadczamy na każdym kroku. Z wielozadaniowością powiązane jest także zjawisko przełączania się między zadaniami i choć można wprowadzać takie rozróżnienie, to jednak jest ono bardzo mgliste, a samo przełączanie jest po prostu często rozumiane jako rodzaj wielozadaniowości.


    Wiedza badaczy od dawna mówi o tym, że w przypadku większości zadań wymagających świadomego myślenia, wydajność podczas ich realizacji spada w momencie próby rozwiązywania ich równocześnie. W ostatnich latach zwrócono większą uwagę na wpływ wielozadaniowości na uczenie się, co zbiegło się również z rosnącą popularnością oraz rozprzestrzenianiem się urządzeń mobilnych. W swojej książce Holmes przywołuje eksperymenty osadzone w różnych okolicznościach edukacyjnych, które potwierdzają wspomniany spadek wydajności. Wielozadaniowość nie dotyczy bowiem jedynie jednoczesnego wykonywania dwóch lub większej ilości zadań, ale obejmuje również czynności, które absorbują naszą uwagę podczas ich realizacji. Laptopy, smartfony, internet, aplikacje, wiadomości - to wszystko bodźce, które stale towarzyszą społecznościom szkolnym i akademickim.

    Studenci wykonują często wiele różnych czynności i nierzadko odbywa się to w trakcie zajęć na uczelni lub podczas wykonywania zadań i projektów. Wśród młodych osób panuje przekonanie o tym, że wielozadaniowość nie ma negatywnego wpływu na ich wyniki w nauce, a samo wykonywanie czynności w takim trybie jest czymś łatwym. Część z nich myśli nawet, że ma to korzystny wpływ dla ich koncentracji w sferze edukacji. Prezentowane przez autora badania potwierdzają jednak fakt, że jeżeli nawet poziom przyswajanej wiedzy lub jakość realizowanych zadań nie obniża się w wyniku wielozadaniowości, to wpływa to przynajmniej na czas działania, a konkretnie na jego wydłużenie - innymi słowy: osoby wielozadaniowe potrzebują z reguły więcej czasu i/lub popełniają więcej błędów albo zapamiętują mniej szczegółowych informacji niż osoby, które w danym momencie skupiają się tylko na jednym działaniu. Wynika to z ograniczonej pojemności przetwarzania poznawczego. Próbując wykonać więcej niż jedno zadanie bądź więcej niż jedną czynność zasoby poznawcze zaczynają być dzielone między te aktywności, przez co ich pojemność kurczy się, a co za tym idzie - spada wydajność.

    Próba obalenia mitu korzyści płynących z wielozadaniowości dla procesów uczenia się dokonana w tekście Jeffrey’a Holmes’a jest mi bliska. Uważam ją również za w pełni udaną. Moje własne doświadczenia na ścieżkach edukacyjnych generalnie potwierdzają prezentowane przez niego wnioski. Pierwszym z brzegu osobistym przykładem dotyczącym trudności wynikających z multitaskingu jest chociażby podejście do napisania tego tekstu. Podczas poszukiwań tematu i literatury, w trakcie lektury i zgłębiania zagadnienia, a na końcu podczas pisania tych słów - w całym tym procesie towarzyszyły mi inne obowiązki (m.in. praca), ale także tak zwane rozpraszacze (np. telefon, urządzenia audio). Nawet próby minimalizowania tych bodźców stawały się w gruncie rzeczy swego rodzaju działaniem absorbującym, prowadzącym do obniżenia skupienia i efektywności w realizacji mojego zadania. Muzyka, która jest dla mnie niemal integralną częścią mojego “ja”, najpiękniejszą formą sztuki, pasją i rozrywką, która towarzyszy mi niemal każdego dnia w różnych okolicznościach, w zderzeniu z sytuacją natury studenckiej zaczyna obniżać moją wydajność - również wtedy, gdy stanowi jedynie delikatne tło podczas nauki. Nie jestem w stanie obiektywnie ocenić poziomu realizacji mojej pracy i wpływu innych zadań oraz bodźców na możliwe obniżenie jej jakości, ale na pewno mogłem odczuć rozciągający się w czasie proces pisania, czego główną przyczyną była właśnie wielozadaniowość, wynikająca także z prozaicznych obszarów codzienności.

    Obowiązki, z którymi zderzałem się dotychczas w codziennej pracy w branży telekomunikacyjnej,  które podlegały wielu zmiennym, często też dynamicznym zwrotom w kwestii podejmowanych decyzji i działań, czy też związanych z wdrażaniem nowych procesów lub pracowników, są również polem działania łączącym się z rozwojem, poszerzaniem wiedzy, swego rodzaju szkoleniem, nauką. Wiele zadań, niekiedy koniecznych do wykonania w tym samym momencie dnia, często obarczonych deadline’ami, dodatkowe zlecenia przełożonych, a w międzyczasie wprowadzenie usprawnień, wdrażanie nowych rozwiązań i dostosowywanie swojej wiedzy, aktualizowanie jej do zachodzących zmian - to wszystko jest kompletnym przykładem wielozadaniowości. Nie jest to co prawda sytuacja stricte edukacyjna, ale w wielu aspektach mocno z nią korelująca. Codzienna praca w takim trybie z jednej strony potrafi zmotywować, ale z drugiej - nadmiar obowiązków niekiedy uniemożliwia realizację zadań i stawianych celów na poziomie, na którym można by je wykonać, gdyby tylko mieć ku temu bardziej komfortowe warunki.

    Wielozadaniowość w moim odczuciu zwiększa również poziom obciążenia organizmu. Moim zdaniem jest to także jedna z dróg, która może prowadzić do wypalenia - nie tylko zawodowego, ale również takiego, którego można doświadczyć na etapie szkoły średniej lub podczas edukacji akademickiej. Mówi się również, że jeżeli ktoś zna się na wszystkim, to w gruncie rzeczy nie zna się na niczym - uważam, że jest w tym ziarno prawdy. W mojej opinii zdecydowanie lepszą drogą jest bycie ekspertem w jednej dziedzinie, ewentualnie specjalistą i/lub solidnym pasjonatem w dwóch różnych obszarach, niż bycie przeciętniakiem na wielu polach. To również można powiązać z wielozadaniowością.

    Mam nadzieję, że gonitwa współczesnego świata, która nieustannie pcha nas w ramiona wielozadaniowości, także tej edukacyjnej, wkrótce nieco przyhamuje, a my sami także zrozumiemy, że wykonywanie dużej ilości zadań równolegle, przy jednoczesnym otaczaniu się wieloma formami mediów angażujących nasze zasoby, nie jest kluczem do sukcesu. Czy tak się stanie? Szczerze mówiąc wątpię, gdyż mam wrażenie, że wartości i okoliczności, które powinny towarzyszyć spokojnej ścieżce edukacji, skupionej na jednej, konkretnej dziedzinie, w oderwaniu od wszelkiego rodzaju rozpraszaczy, ze swego rodzaju namaszczeniem, koncentracją, są coraz rzadziej spotykane, a przede wszystkim nie są w cenie na współczesnym rynku - nie tylko tym zawodowym.

    Może po prostu sami powinniśmy potrafić się czasem zatrzymać? Wyłączyć na chwilę wirtualny świat, przejść w tryb offline? Dzięki temu mamy szansę doświadczać. Możemy zyskać możliwość zrealizowania zadania, przyswojenia wiedzy, czy też jakiegokolwiek innego kreatywnego działania w poczuciu pełnym pasji, zaangażowania i niczym niezmąconego oddania sprawie. Myślę, że moglibyśmy wynieść o wiele więcej wiedzy i radości z nauki nieskrępowanej przebodźcowaniem i przeciążeniem naszych możliwości. Nie powinniśmy się bać wielozadaniowości, ale może należałoby nieco ją przewartościować. Pozwólmy sobie na niczym nieograniczone zgłębianie danego zagadnienia oraz na swego rodzaju odpływanie w nieznane podczas realizacji zadań. Niech edukacja będzie podróżą naszego życia, podczas której pragniemy doświadczać wszystkiego co nas dotyka - nieśpiesznie i dogłębnie.


Konrad Marecki


Komentarze